Po śniadaniu, które było pierwsza klasa (w końcu to Mariot ;) ) idę zobaczyć symbol duńskiej stolicy czyli „Kopenhaska syrenka”. Pół-kobieta, pół-ryba – symbol duńskiej stolicy, to podobno siostra naszej polskiej Syrenki Warszawskiej. Nieopodal rzeźby Małej Syrenki roztacza się przepiękny Park Langeline, który wczoraj ominęłam. Choć formalnie wchodzi on w skład Cytadeli Kastellet, ta ostatnia wymieniana jest jednak jako odrębna atrakcja turystyczna Kopenhagi. Jest ona jedynym pozostałym elementem po kopenhaskich wałach obronnych i jedną z najlepiej zachowanych fortyfikacji w Europie Północnej. Następnie kieruję się do Zamku Rosenborg. To co mi najbadziej przypadło mi do gustu, to nie tyle sam Zamek Rosenborg, jak otaczający go ogromny Królewski Ogród potocznie zwany Kongens Have. Następnie spaceruje uliczkami, mijając Uniwersytet Kopenhaski, plac Amagertorv z fontanną bocianów i kieruję do centrum, gdzie na stacji Norreport wsiadam w metro w kierunku lotniska. O 18:25 mam samolot do Krakowa.