Na koniec dnia udajemy się do bardzo ciekawego miejsca w Betlejem, a mianowicie do sierocińca prowadzonego przez polskie ss. elżbietanki. Początki "Domu Pokoju" (Home of Peace) wiążą się z "wojną sześciodniową" (1967), kiedy wiele dzieci w Jerozolimie straciło rodziców. Dwie elżbietanki z Domu Polskiego, s. Rafała Włodarczyk i s. Imelda Płotka, zebrały po ustaniu walk spotkana na ulicach miast osierocone i bezdomne dziewczynki, a 8 grudnia 1967 r. otworzyły w wynajętym domu arabskim na zboczach Góry Oliwnej sierociniec. W roku 1971 dzięki funduszom zebranym głównie od Polonii amerykańskiej, siostry mogły zakupić teren na Górze Oliwnej, na którym znajduje się z jeden z budynków sierocińca.
Kiedy pieniądze się kończyły,a rachunki za dom były coraz większe siostry wieczorami chodziły z gitarą po hotelach grając i śpiewając piosenki o miłości. Tylko miały nadzieję aby nie trafić na polskich turystów. W taki oto sposób zarabiały na spłatę zadłużenia.
Wychowanki Domu Pokoju są różnej narodowości (przeważają Arabki) i religii. Panuje atmosfera tolerancji religijnej. Dzieci muzułmańskie mają własną salę modlitw, w której odmawiają modlitwy z Koranu, oraz swojego nauczyciela religii.
Wysłuchaliśmy od matki przełożonej tej niesamowitej historii jak powstał ten dom. Wielu z nas miało prezenty dla dzieci: ubrania, słodycze, kisiele budynie, syropy, słodycze. A kto nic nie przywiózł z Polski z chęcią otwierał swój portfel :]
Zanim dotarliśmy do hotelu zatrzymujemy się w barze na falafela :) czyli swego rodzaju kebab. MNiaMi :)
Wieczorem po kolacji udajemy się wzdłuż muru oddzielającego autonomię od Izraela. Uczucie mieszane.