Wieczorem dopływamy do wyspy Folegandros. Kiedy wpisałam tą nazwę w wyszukiwarkę w Geobloga nie znalazło żadnego wyniku. Czyżbym była pierwszą osobą, która opisze to miejsce? :D
Keja malutka, ale również ruch przy niej mały. Cumujemy jacht, następnie chcemy wykupić za ok 15 euro prąd i wodę ale Pan do obsługi będzie dopiero koło 20:00 i "przyjedzie niebieskim samochodem". Nie czekamy na niego, mamy swoje zapasy i nie mamy "napinki" żeby korzystać z ich usług. Autobusem o 19:10 za 1 euro jedziemy do większej miejscowości - która jest na innych wyspach - poprostu nazywa się Chora. Autobus mknie krętymi uliczkami i po ok 15-20 minutach kierowca wysadza nas w centrum miejscowości. Robi się co raz ciemniej. Szkoda.
Znajdziemy tu białe domy, przed którymi wylegują się koty i kilka klimatycznych knajpek. Wyspa nie została zniszczona przez masową turystykę. Jest cichutko, klimatycznie, bez wrzeszczących reklam.
Przechadzamy się uliczkami i nagle słyszymy "Dzień dobry" "Dobry wieczór" . Zaczepiła nas Polka, ktora wraz z mężem Grekiem, w sezonie, prowadzą tutaj restaurację. Zaś na stałe mieszkają w Atenach. Pani Anna zaprasza do swojej restauracji, umila nas rozmową, my ją, serwuje super dania: owoce morza, sałatka coś al'a grecka ale drobno pokrojone warzywa, jagnięcina, piwko, kawa itp. Niestety nie pamiętam nazwy restauracji lecz znajduje się ona w centrum, jakby w ryneczku, w pięknym ogródku, ozdobiona lampkami na drzewach. Super klimat. Jedzenie świetne! Polecam.
O 21:30 mamy ostatni autobus do mariny więc gnamy na niego bo jednak nikomu nie uśmiech się iść na butach ładnych kilka km. Wracamy w autobusie z grupą sympatycznych Amerykanów z Nowego Jorku i Waszyngtonu )odbierali od nas cumy gdy podpływaliśmy do kei). Pływają 2 tygodnie po Cykladach i mają jedynie papierową mapę. Nie mogę w to uwierzyć, bo kto jak kto, ale Amerykanie mają ogromny dostęp do nowoczesnych urządzeń multimedialnych, aplikacji itp. Dopiero po naszej rozmowie zdecydowali się pobrać Navionic. Amerykanów spotkamy na naszej drodze.